Poród domowy – opowieść o sile, miłości oraz wsparciu

Wdzięczność

Nie jestem fanką tego słowa, uważam, że straciło swój urok i sens przez nadużywanie go w życiu codziennym przez tak wiele osób.  Jednak to, co wydarzyło podczas tego listopadowego wieczoru i wszystkie wydarzenia, które doprowadziły do tego, że mogłam tam być z aparatem w ręku budzą we mnie… wdzięczność.

Swoich synów urodziłam przez cięcia cesarskie, nie było mi dane doświadczyć cudu porodu naturalnego, mogłam więc sobie jedynie wyobrażać jakie emocje temu towarzyszą. Kocham zdjęcia prawdziwe, surowe, zdjęcia bez żadnej ingerencji fotografującego. Pokazujące prawdę. Dlatego reportaż z porodu był moim marzeniem od lat. Pamiętam gdy 3 lata temu Kasia publikowała zdjęcia ze swojego pierwszego reportażu z porodu domowego, napisała wtedy „warto mieć marzenia, ale przede wszystkim warto o nich mówić”. To mi dało do myślenia. Sfotografowanie porodu było moim wielkim marzeniem, owszem, jednak cichym marzeniem, ponieważ wiedziałam o tym tylko ja.

Musiało minąć sporo czasu, musiałam dojrzeć do tego, fotograficznie i życiowo, wiele rzeczy musiało wydarzyć się po drodze i przede wszystkim musiałam trafić na osobę, która pomogła mi to marzenie zrealizować. Kiedy poznałam Wandę zaczęłam wierzyć jeszcze bardziej w to, że nie ma przypadków. Wanda skontaktowała mnie z cudownymi ludźmi Żanetą i Przemkiem, którzy byli zainteresowani reportażem porodu domowego. Gdy rozmawiałam z Żanetą i usłyszałam, że spodziewa się trzeciego syna, ja mama trójki synów, wiedziałam, że to musiała być właśnie ta rodzina. Do tego zaufanie jakim mnie obdarzyli, wiedząc, że będzie to mój pierwszy reportaż z porodu był dla mnie potwierdzeniem, że musieliśmy na siebie trafić, ponieważ ja też często kieruję się intuicją i wierzę, że ludzie nie trafią na siebie przypadkiem.

Wszystko zaczyna się od miłości

Zapraszam Was do obejrzenia zdjęć z tego niezwykłego wieczoru. Wykonując te zdjęcia i układając reportaż w całość, chciałam Wam opowiedzieć piękną historię. Będzie to historia o ogromnej sile, cudownym wsparciu, niesamowitym porozumieniu kobiet, wielkiej empatii i przede wszystkim o miłości, bo wszystko zaczyna się od miłości.

Gdy Wanda napisała do mnie „nie ma wezwania, ale czujemy, że to już ” a zaraz potem dostałam sms od Żanety „coś się zaczyna dziać” 5 minut później byłam już w aucie. Do tej pory pamiętam jak trzęsły mi się ręce gdy odpisywałam, że już jadę na miejsce. Pod dom podjechałyśmy o tej samej porze, dla mnie – wierzącej w znaki, było to potwierdzeniem, że wszystko jest tak, jak być powinno, że ta historia już się pisze i że to będzie piękna historia. Wzięłam głęboki oddech i weszłam w to, całą sobą. Gdy przekroczyłyśmy próg domu, Żaneta spokojnym głosem oznajmiła, że dziś urodzi, że to już. Położne wraz z mężem otoczyli ją cudowną opieką, ciepłem i wsparciem. Starałam się być dyskretną i cichą obserwatorką, a jednocześnie momentami czułam się aż przytłoczona tymi wszystkimi pięknymi emocjami.  Powtarzałam sobie w głowie, że muszę być obecna, nie tylko sercem, ale też głową, głównie głową, myśleć o kadrach, ustawieniach, perspektywie. Jednak prawda jest taka, że wykonując ten reportaż mam wrażenie, że robiłam go sercem, po prostu czułam co mam robić.

Siła Żanety to dla mnie symbol kobiecości. Była piękna w swoim wyczekiwaniu, w słuchaniu swojego ciała.

Cytując Wandę  „Żaneta cudownie wyczekiwała, wspaniale oddychając, wydychając ból i pomagając kolejnemu NIEmałemu chłopcu, który postanowił przyjść na świat w domu pełnym miłości i kobiecej energii w domu pełnym miłości i kobiecej energii.”

Matczyna miłość jest bezwarunkowa i bezgraniczna. Kobiety w imię miłości potrafią znieść wiele, a kobiece wparcie dodaje jeszcze więcej siły i wiary. Doświadczenie tego zostanie ze mną już na zawsze.  Poród siłami natury to dla mnie cud natury.

Mieszko – trzeci syn  Żanety i Przemka przyszedł na świat o 22:20, w cudownej atmosferze przepełnionej miłością, ważył 4100 i mierzył 57cm dostał 10pkt w skali apgar.

To, co napisała Wanda o tym wieczorze to opis tego, co czułam patrząc na ten cud przez mój aparat. Ne ujmę tego piękniej i nic więcej nie trzeba dodawać:

„Niesamowita moc kobiet to jest coś tak mitycznego, że chyba nie ma na to słów, żeby to opisać – to trzeba poczuć(…) Jeśli miałabym wybrać moment, w którym kobieta pokazuje całą swoją siłę to na pewno jest to poród. To taki moment między dwoma światami, ciało kobiety jest niesamowitą bramą dzięki, której na świecie pojawia się nowy człowiek, moment w którym dusza pragnie dołączyć do innych na ziemii. Nie ma bardziej mistycznej chwili (…)”

Doświadczenia z tego wieczoru zostaną ze mną na zawsze. Przez kilka dni po tym reportażu chodziłam z uśmiechem na twarzy i czułam się szczęśliwa. Po prostu. Bez warunkowania tego szczęścia, czułam je całą sobą. Żadne słowa nie opiszą mojej wdzięczności dla Żanety i Przemka, że dopuścili mnie do siebie w tak wyjątkowej chwili, że zgodzili się abym mogła podzielić się z Wami tą piękną historią. Dziękuję.